Z tej strony Cookie.
Dzisiaj postanowiłam umilić Wam wieczór strasznymi opowieściami na dobranoc!
Seria ta będzie polegać na tym, że w każdym poście z serii "Straszne Historie" będę wstawiała od dwóch do trzech opowieści, które będą *uwaga* wybierane losowo. Na początku chciałabym zaznaczyć, że nie są one mojego autorstwa! Dobrze, bez zbędnego przedłużania przejdźmy do konkretów!
Co noc
- Skarbie coś się stało i po co ci ten nóż? Odstaw go w tej chwili - powiedziała mama dziewczyny.
- NIE! - krzyknęła Marika. Zrobiła to tak głośno, że kobieta padła na ziemię, zakrywając obolałe uszy. - Nigdy ci go nie oddam - dodała po chwili, po czym poszła do salonu pooglądać telewizje. Było wcześnie rano, więc na niektórych kanałach zauważyła zaczynające się horrory. Zatrzymała na ,,Demon: Historia prawdziwa". Nie bała się, gdy go oglądała w przeciwieństwie do psa Bastera, który w pewnym momencie zeskoczył z kanapy i schował się pod łóżko jej rodziców w sypialni. Minutę później usłyszała piski. Gdy dobiegła do ich źródła jej pies leżał martwy na podłodze a z jego krwi na jej oczach na ścianie powstawał napis ,,Ciebie też to czeka". Wtem do pokoju weszła jej matka z zakrwawioną siekierą w dłoni.
- To ty byłaś tym klownem - szepnęła trzynastolatka. - Czemu to robisz?
Niestety dziewczyna nie uzyskała odpowiedzi od mamy. Obawiając się jej ataku, wzięła do ręki nóż i dźgnęła nim dwa razy w serce kobietę, lecz ona nadal żyła.
- Ty jesteś opętana - stwierdziła nastolatka.
Wiedząc, że nie da rady z demonem, otworzyła okno i wyszła przez nie na dwór. Ku jej zdziwieniu, gdy stała na świeżym powietrzu dziwna siła pozostała w domu.
- A więc jesteś uwięziony w tej głupiej chacie? Hmmm szkoda, bo już mnie nie dopadniesz, szkoda dla ciebie, bo nie wiem jak ci, ale mi to pasuje - powiedziała, po czym ruszyła w stronę babci. Nie planowała wracać do prawdopodobnie martwej mamy i ojca, gdyż nienawidziła ich za ich samolubstwo. Zawsze ciuchy dawali jej dziadkowie, bo rodzice mówili, że tylko szkoda pieniędzy na jakieś drogie szmaty jak można zrobić je z jakichś materiałów na przykład zasłon, które walały się po całym domu. Po drodze zastanawiała się co dalej. Nie mogła przecież powiedzieć babci, że demon chcę ją zabić i przypadkiem zabiła własną matkę a krwią Bastera została napisana na ścianie groźba....
- Ktoś tam jest? - spytała, niepewnie otwierając sporej wielkości schowek na ubrania. Kiedy ją otworzyła, poczuła nagłe zimno, tak jakby ktoś wrzucił ją do lodówki. Nagle coś ją pchnęło do szafy. Przerażona mogła tylko nasłuchiwać, jak ktoś ją zamyka w niewielkiej przestrzeni. Jakimś cudem po dwóch godzinach zasnęła. Kiedy się obudziła, leżała na swoim łóżku a dookoła było pełno krwi. Z łzami w przerażonych oczach próbowała otworzyć drzwi, lecz się zacięły. Wtem jej oczom ukazał się klown z zakrwawioną siekierą. Gdy już celował w jej stronę, ostry przedmiot znikł.
Fabryka
Był ciepły wiosenny poranek wszystko, było takie ciche i spokojne jak zawsze, ale jakby w jej oczach bardziej. Alicja tego dnia miała odwiedzić swoją babcię, która mieszkała na skraju lasu niedaleko opuszczonej od lat fabryki broni. Kiedyś właśnie ta fabryka była najpopularniejsza, gdyż dostarczała produkty policji z całego kraju. Dziewczyna nie widziała się z babcią od lat, już prawie jej nie pamiętała, bo gdy ją ostatni raz widziała, miała jakieś 5 lat, a potem wyjechała do Francji z mamą.
Teraz gdy przyjechała, jest już dużo starsza, bo ma 13 lat a wróciła z powodu ojca, który niedawno zmarł na raka i wraz z mamą postanowiły trochę pomieszkać w rodzinnym kraju w swoim starym domu gdzie mieszka jej babcia. Gdy stała już pod ogromnymi drzwiami domu poczuła się nieswojo, jakby jakiś chłód przeszył jej ciało, to było bardzo dziwne uczucie.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła niezbyt wysoka przygarbiona kobieta o blond włosach, to była jej babcia Basia za nią jej mama. Dziewczynka przywitała się, a jej babcia z uśmiechem wyszeptała, że ma jej tyle do powiedzenia. Ala weszła do środka i usiadła w salonie, gdzie słuchała opowiadań babci, po czym dziewczynka razem z mamą zaczęły opowiadać o sobie. Rozmowa trwała do wieczora, gdy już skończyły, Alicja poszła się wykąpać i weszła do swojego starego pokoju, który wyglądał zupełnie jak na starym zdjęciu, które zostało zrobione przed wyjazdem. Dziewczynka poszła do łóżka i próbowała zasnąć, ale spokoju jej nie dawało to dziwne uczucie i jakby wewnętrzny strach, którego nie rozumiała, Właśnie wybiła 1:00 godzina w nocy, spojrzała na okno z niego był znakomity widok na fabrykę, która przykuła jej wzrok.
Na zegarze wskazówka pokazała 2:00, nagle za drzwiami słychać było kroki, ale to ją nie wystraszyło, gdyż wiedziała, że nie jest sama w domu.
w końcu kroki ucichły, a za okna dobiegł promień światła, jakby ktoś zaświecił latarką i zaraz zgasił. Alicja wstała i zeszła na dół do kuchni czuła się jakby ktoś ją śledził, odwróciła się i spojrzała za siebie, ale nikogo nie zobaczyła poszła dalej i wzięła szklankę wody.
Od korytarza czuła coś, jakby ją nawoływało, ale strach jej nie pozwalał, coś jakby ściskało i zarazem ostrzegało, żeby nigdzie nie szła. Po chwili usłyszała kroki dobiegające z pokoju po drugiej stronie korytarza.
Wszystko minęło, pomyślała Alicja, ale to, co teraz się stanie przerośnie wszystkie jej myśli. Drzwi od piwnicy się otworzyły, dziewczynka myślała, że to babcia zeszłaby zapalić w centralnym, bo jest zimno.
Zupełnie nieświadoma zagrożenia Alicja zeszła po schodach na dół piwnicy.
Gdy odeszła od schodów jakieś trzy kroki nagle światło zgasło, a drzwi się zatrzasnęły. Dziewczyna była przerażona tak, że nie mogła wydusić z siebie słowa. Po czym znów usłyszała ciężkie kroki, które dochodziły za jej pleców. Z przodu zobaczyła światło i kolejne wejście, było uchylone nie zastanawiając się pobiegła w tamtym kierunku przeszła przez drzwi i zobaczyła, że jest w środku fabryki kroki nadal zmierzały do niej a ona uciekała dalej nagle nastała cisza spojrzała w górę i zobaczyła kogoś wiszącego w krwi na łańcuchu. Alicja prawie zemdlała chciała, żeby ten koszmar się skończył, pobiegła dalej i zobaczyła jeszcze dwoje ludzi powieszonych i zakrwawionych, ich rany były po ostrym i dużym nożu myśliwskim, który leżał pod nimi. Dziecko rozpoznało ich to była jej mama Monika i babcia Basia. Ta dziewczynka stała i patrzyła jak z ostatnich członków jej rodziny uszło życie po chwili uklękła i zaczęła płakać i z całych sił wołać:
- Kto to zrobił !?
- Niech się ukarze!!!
I zadziałało przed nią staną facet wysoki, czarne włosy, twarz szaleńca a z oczu wydobywał się piekielny żar jego głos przypominał jakby przemawiały przez niego wszystkie diabły. Spojrzał na Alicje z drwiącym uśmieszkiem i zatopił nóż w jej ciele. Dziewczynka nic nie powiedziała, jej błękitne oczy zamarły z bólu i strachu jeszcze raz spojrzał na nią i powiedział:
- Tam gdzie cię zabieram będzie o tysiąckroć gorzej a męki, mordy i katusze
nierozłączną częścią twojej żałosnej egzystencji
W tej samej chwili dziecko w myślach zmówiło modlitwę, prosząc o ratunek.
On jakby słyszał jej myśli, powiedział:
- Boga nie ma tutaj z nami.
Łza spłynęła po jej policzku, a on na koniec wyciągną długie ostrze i jednym zamachem ściął jej głowę, wypowiadając:
- Pozdrowienia od Azazela.
Na drugi dzień policja znalazła ciała Basi, Moniki i Alicji a tym tajemniczym powieszonym mężczyzną był niejaki Samuel przywódca jednej z największych sekt w Europie, w pomieszczeniu trochę dalej był ołtarz poświęcony szatanowi, czarne świece i kręgi z ludzkiej krwi.
Do dzisiaj nie ujęto sprawców, bo nikt nie uwierzył, że za tym stał demon.
Amanda
Bóg świadkiem a szatan mą zgubą, iż w czarnym łożu śmierci odnaleźć pragnąłem nadzieję. Pośród wijących się na ścianach cieni. W bezdennej nocy tak cichej, że nawet szept wydawać by się mógł wołaniem rozpaczy. Czekałem na słowo, które przebije otchłań i rozjaśni mrok. Mijały godziny, a twarz jej coraz bardziej przybierała blade oblicze. Ciało sztywniało, a usta stawały się suche i sine. Co jakiś czas wydawała senne, pojedyncze tchnienie, lecz potem znów słyszałem nocne tykanie zegara i czułem jak dźwięk ten majaczy w głębi mojej pustej duszy. Wpatrywałem się w pobladłą twarz Amandy i widziałem jak z każdą chwilą ulatuje z niej życie. Byłem bezradny, słowa lekarza zabrzmiały jak wyrok. Straszna choroba zawładnęła jej ciałem. Niczym demon wdarła się w duszę, wywołując ból i cierpienie. Siedząc obok, patrzyłem jak płomień świecy przygasa i bałem się spojrzeć w godziny ciemności.
Wspominałem dzień, w którym się poznaliśmy. Gdy serca nasze zawrzały, jak gdyby zawsze miały być jednością. Później chwile beztroski, uniesień, dzień ślubu i życie w czarodziejskiej willi. Byliśmy zamożni i nie brak nam było dóbr materialnych, lecz kiedy do drzwi zapukała śmierć, zniknęły złudzenia.
Nad ranem zjawił się doktor Bradley . Był najlepszym lekarzem w okolicy, lecz nawet jego niezwykła intuicja nie pomogła w rozpoznaniu przypadku Amandy. Od kilku dni przychodził, twierdząc, iż nie widać żadnych objawów chorobowych. Wszyscy jednak widzieliśmy jak coś bezgłośnie wysysa z niej ducha, że jest coraz bardziej nieobecna i coraz bardziej pogrąża się w tajemniczym śnie. Bradley zbadał ją i mętnym wzrokiem spojrzał w głąb długiego korytarza. Mogłem się domyślać co lub kogo chce tam zobaczyć i nie musiałem już o nic pytać. Na twarzy doktora wypisane było jedno.
Odeszła i wraz z nią odeszło drugie życie, które w sobie nosiła. Dlaczego?! zadawałem pytanie, nie znajdując jednak żadnej odpowiedzi. I znowuż stanąłem u drzwi otchłani wśród gasnącym blasków świec. Tak niedawno widziałem w nim twarz Amandy. Teraz powietrze szarpało płomienie.
Nazajutrz trwały przygotowania do pogrzebu. Tuż przed ceremonią poszedłem do kostnicy, by nim na zawsze zamkną trumnę raz jeszcze ujrzeć jej śmiertelne oblicze. Przez cały czas słyszałem znajomy stukot serca niczym odgłos ulatujący w martwej ciszy. Miałem wrażenie, że ceremonia ciągnie się godzinami. Stałem przy trumnie, obserwując wszystkich żałobników. W pobliżu kręcili się pracownicy zakładu pogrzebowego, by kilka minut później złożyć w głąb ziemi ciało Amandy.
Wówczas z tłumu wyłonił się jakiś wzrok i dziwny niepokój zawładnął mym ciałem i miałem wrażenie bycia w dwóch miejscach jednocześnie. Jak śnie, który zdarzyć się mógł tylko w świecie umarłych. Czyżby wiatr przyniósł ze sobą obce nuty, czy może “absynt” wywołał halucynacje. Gdy na znak ostatniego pożegnania wszyscy braliśmy w garście ziemię, tajemniczy gość, zbliżył się i uczynił podobnie. Zobaczyłem wtedy, że to mężczyzna. Pod jego ciemnym kapturem jawiła się twarz, tak obłędnie szkaradna, iż przez chwilę widziałem w niej oblicze demona. Lecz po co tu przybył ? Nie był przecież ani krewnym, ani nawet przyjacielem rodziny. Więc kim lub czym ? Może jakąś obcą częścią zamieszkującą odmęty mojej duszy ? Czy widział go ktoś jeszcze ? Dlaczego nie zwrócili nań uwagi ?
Obserwowałem jego poczynania do czasu, gdy kapłan wypowiedział ostatnie słowa i żałobnicy zaczęli składać pogrzebowe wieńce i kwiaty. Wtedy to ów człowiek przerwał tę grobową ciszę. Jego słowa rozległy się po cmentarnym placu i wywołały wśród zgromadzonych niemałe oburzenie.
- Morderca ! - wrzeszczał, a odzew kruków rozniósł się po cmentarnym placu.
- Kto to jest ? - spytała pewna kobieta.
- …jakiś szaleniec… - dochodził głos obok.
Zaraz potem dwóch mężczyzn postanowiło go uciszyć. Doszło do małej szarpaniny. Ludzie odwracali twarze a w oczach ich rysowało się tylko jedno uczucie - strach przed nieznanym. I wiedziałem wtedy, iż nie padłem ofiara omamów. Głos tego opętańca był nazbyt wyraźny i przenikliwy bym tylko ja mógł go słyszeć.
Kilka minut później pogrzebowi zasypywali już trumnę a wszyscy inni w milczeniu rozchodzili się do domu. Niebo spochmurniało i czułem na skórze pierwsze krople deszczu. Nim ostatecznie opuściłem cmentarz, tuż przy bramie spotkałem stróża Starego Herlinga, który odpowiedzialny był za porządek w tym osobliwym miejscu.
- Proszę się nim nie przejmować Panie Williams - powiedział.
- Słucham - odwróciłem się.
- To miejscowy włóczęga - ciągnął - pełno tu takich.
- Zna go Pan ?
- Znam albo i nie znam co za różnica. Jak mówiłem, nie jest on tu jedynym. Przychodzą tu niekiedy by plądrować groby. Zwłaszcza gdy został pochowany ktoś zamożny. Zwykli żebracy. Liczą, że się obłowią jak tylko odwrócę na chwilę twarz. Są jak duchy tego cmentarza, ludzie się ich boją a ci z kolei są zupełnie nieszkodliwi.
- Widzę, że sporo pan wie - odparłem.
- Wstyd mi przyznać, ale sam kiedyś byłem jednym z nich. Mieszkam kilkadziesiąt metrów stąd, więc pewnego dnia burmistrz naszego miasta zaproponował mi pracę nocnego stróża. Właśnie przed chwilą zacząłem służbę.
- Dobrze wiedzieć, że ktoś czuwa nad tym miejscem.
- Bez obawy, wprawdzie nie jestem tu przez nich lubiany, ale potrafię dopilnować porządku…
- Nie dziwie się - przerwałem - w takim razie nie będę przeszkadzać. Do widzenia.
Po czym oddaliłem się, zostawiając za sobą orszak kamiennych krzyży. Do domu wracałem samotnie mglistymi ulicami, mijając kolejno stary synek, sklepy, opuszczone od lat dzielnice i miejsca, w których człowiek zgubić mógłby własną duszę. Gdzieś w oddali słychać było ujadanie psów, a odgłos powietrza napawał zmysły dziwnym lękiem.
Wkrótce potem siedziałem już w domowej bibliotece, sącząc Absynt, podczas gdy za oknami zapadała ciemność. Nie zauważałem, jak mijają minuty. Z każdym następnym wychyleniem trunku pojawiały się coraz dziwniejsze, coraz mroczniejsze wizje. W strugach deszczu widziałem Amandę, radosną i pełną nadziei, jakby nieświadomą panującej wokół ulewy. Boso kroczyła po jakiejś polanie, gdy zza jej pleców wyłoniła się dziwna postać. Było ciemno, więc nie widziałem zbyt dobrze, a księżyc nie dawał tyle blasku. To on, czułem to. Chociaż nie dostrzegłem jego twarzy, byłem pewien tożsamości tego człowieka. Zbliżał się, a ja nie mogłem nic zrobić. Wtem huk gromu złamał obraz i ocknąłem się w środku nocy. Obok leżała niedopita butelka Absyntu.
Nad ranem świat zdawał się być jednym wielkim snem. Pulsujący ból głowy prześladował mnie przez wiele godzin. Zasnąłem na krześle w bibliotece, oparłszy się na biurku. W nocy ktoś musiał tu wchodzić, gdyż kilka starych ksiąg poprzerzucanych było na inne półki. A być może sam je nieświadomie je przeglądałem. Prócz mnie, w domu zamieszkiwał jeszcze stryj z i dwie jego córki. Byli też dziadkowie, lecz żadne z tych osób nie miało kluczy do mojej siedziby.
Nocna wizja nie dawała mi spokoju, wiec zaraz po śniadaniu postanowiłem odwiedzić grób Amandy. Nie wiedząc, kiedy wrócę, powiedziałem służbie by nie czekali z obiadem. Wchodząc na cmentarz, spostrzegłem stróża rozmawiającego z dwoma policjantami. Miałem dziwne przeczucie, iż coś musiało się wydarzyć. Zatrzymałem się i nasłuchiwałem. Mimo iż stałem tylko kilka metrów od nich, cała trójka zdawała się nie zwracać na mnie uwagi.
- Naprawdę nikogo pan nie widział - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
- Już przecież mówiłem - odparł stróż - było ciemno i przez cały czas padało, więc nie wychodziłem na zewnątrz. Poza tym, skąd mogłem przypuszczać, że komuś zachce się kraść kwiaty z cmentarza w taką pogodę.
- Ale przecież takie sytuacje zdarzały się już kiedyś wcześniej.
- Owszem tylko, że wtedy rabusie robili to dla zysku materialnego.
- Co pan ma na myśli - spytał policjant.
- Pewnej zimy przy trzaskającym mrozie siedziałem na służbie w mojej stróżówce. Około drugiej w nocy usłyszałem dziwne zgrzyty, jak gdyby coś dosłownie rysowało o beton. Wyszedłem na zewnątrz. Było dość jasno z racji leżącego wszędzie śniegu. Wziąłem płaszcz, latarkę i poszedłem w stronę hałasu. Po pewnym czasie natrafiłem na ślady obcych butów. Idąc dalej, poczułem w nozdrzach palący smród zgnilizny. To, co za chwilę zobaczyłem, doszczętnie mnie zszokowało. Był to miesiąc, jak zacząłem pracować. Dochodząc na miejsce, nikogo już tam wtedy nie zastałem. Potknąłem się o nasyp ziemi i omal nie wpadłem do rozkopu. W świetle latarki widziałem częściowo roztrzaskaną trumnę. Widać nie zdołali jej normalnie otworzyć, więc postanowili to zrobić kilofami lub innymi ostrymi narzędziami. Zwłoki były przewrócone na bok. Po twarzy zdołałem jednie poznać, iż była to kobieta. Jak się potem okazało, matka burmistrza. Z trumny zginęły pierścionki, naszyjniki, które miała na sobie w dniu pogrzebu. Później dowiedziałem się także, że wyjęto jej dwa złote zęby. Sprawców nigdy nie odnaleziono. W następnych latach mojej pracy takie sytuacje zdarzały się częściej. Rozbójnikami byli przeważnie bezdomni lub ludzie z marginesu społecznego. Mogą panowie o to spytać starszych kolegów z pracy, na pewno pamiętają. Od czasu do czasu ktoś zdemoluje kilka krzyży, do czego z resztą przywykłem, lecz kradzieże kwiatów, to się raczej nie zdarzało.
- Rozumiem panie Herling - rzekł dzielnicowy - gdyby jednak coś Pan sobie przypomniał, proszę nas poinformować. Opuścili cmentarz i nawet mnie nie zauważyli. Jakbym w ogóle nie istniał. A może przekraczając mroczne wymiary rzeczywistości, byłem tam jedynie myślami.
Niebawem Herling zbierał się do domu po nocnej służbie, a ja krocząc między krzyżami, zmierzałem do tego jednego. Słyszałem wodę spływającą z iglastych ramion. W nocy piorun zniszczył kilka gałęzi. Niektóre drzewa wokół mnie były martwe. To właśnie na nich zasiadały diabelskie kruki. Milczące, a jednak w ich czarnych i błyszczących oczach krył się świat, którego wcześniej nie znałem. Być może widziały coś, co nie jest dane zobaczyć innym. Niezbadane istoty istniejące poza ludzkim pojęciem rzeczywistości.
Zza grobu wyszedł zielonooki wilk. Jego szara nastroszona sierść pokryta była krwią. Przystanął i patrzył w moją stronę. Mimo jego wrogich oczu nie odczuwałem strachu, ale dziwne otępienie i obojętność. Nagrobek, jakiego strzegł był miejscem spoczynku Amandy. Lecz za chwilę zobaczyłem coś jeszcze i krew zawrzała w mych żyłach. Kilka metrów za nim stał człowiek z płachta na ciele. Rozpoznałem od razu ta mroczną sylwetkę. Pan i jego bestia - pomyślałem.
Zmora coś szepnęła. Z ruchu warg wyczytałem słowo “Morderca”. Chyba usłyszałem krzyk samego zła lub stanąłem na drodze ku piekielnym czeluściom. Dalej zobaczyłem płonące czarnym ogniem schody. Ze szczytu schodziła emanująca gniewem postać. Za chwilę pojawiła się druga. Potem kolejne. Znalazłem się pomiędzy demonami. Otoczyły mnie. Nie mieli oczu ani twarzy, a jednak ich spojrzenia przenikały strzępy mojej duszy. Niespodziewanie wilk skoczył mi do gardła. W jednej chwili zostałem powalony na ziemię. Wtem usłyszałem kruczy trzepot skrzydeł i zobaczyłem nade mną Herlinga. Próbował przywrócić mi świadomość. Postradałem zmysły, patrzyłem na świat oczami szaleńca. Herling musiał się wrócić, gdyż zapomniał zabrać klucze od domu. Spostrzegł wówczas moje dziwne zachowanie. Podobno nerwowo rozglądałem się po cmentarzu, jak gdyby otwierały groby. Później upadłem i jak szalony miotałem się w błotnistej ziemi, mając w oczach jedynie pustkę.
Od tej pory podobne napady miałem coraz częściej. Nie panowałem nad sobą. Dziwne zachowania wzbudzały u domowników podejrzenia. Nocami zdarzało mi się majaczyć, a za dnia miewałem momenty jakby widzenia mrocznych krain. To puste niekiedy spojrzenie i brak wrażliwości na kontakt z ludzkim światem stało się powodem, że w domu wszczęły się rozmowy, aby umieścić mnie w zakładzie dla obłąkanych.
Bez mojej wiedzy odbywały się różne rodzinne spotkania, zjazdy. Przybywali inni członkowie rodu. Nawet obcy mi ludzie. Zostałem wykluczony z życia, ignorowano mnie, więc z czasem coraz bardziej popadałem w alkoholizm, miewałem dziwne wizje, odwiedziny demonów i krwiożerczych bestii. A pośród nich ten jeden, który sprowadził na mnie obłęd. Za dnia widywałem jego czarne oblicze, cienie snujące się po ociekających krwią ścianach i dźwięki rozchodzące się w barwach podobnych do krzyku.
Jednego popołudnia w domu panowała obca atmosfera. Czułem, iż zapadła jakaś podła decyzja jak pozbyć się mnie z domu. Nikczemność domowników z każdym dniem kwitła. Demonicznych obrazów dopatrywałem się w ich fałszywych duszach. Wieczorami podawali mi herbatę z domieszką silnych proszków psychotropowych wywołujących senne koszmary i dziwne uczucie drętwienia ciała.
Pewnej takiej nocy zdarzyło mi się widzenie, że jestem na cmentarzu, a wokół nagrobków krąży kostucha szukająca swej kolejnej ofiary. Niespodziewanie stanęła przy grobie Amandy. W tej samej chwili z mroku wyłoniły się blade widziadła i ujrzałem wśród nich dziecko wołające o pomoc. Chciałem je stamtąd zabrać, lecz demony zdążyły zawładnąć jego duszą. Potem ujrzałem jak stały przy grobie Amandy. Wśród nich wiła się postać prześladująca mnie od dnia pogrzebu.
Zaczęli dewastować jej miejsce spoczynku, zniszczyli krzyż, roztłukli pomnik i spalili kwiaty. Nie mogłem nic zrobić. Jakaś nieznana siła wiązała moje nogi. Nawet przy zamkniętych oczach widziałem to makabryczne przedstawienie. Postać z kosą w pewnej chwili jakby ustąpiła im miejsca, odchodząc nieco na bok. Wtedy zjawy zaczęły drążyć w ziemi dół. Gdy ich szpony rysowały trumnę, zacząłem wrzeszczeć, choć tak naprawdę z krtani nie dobywał się żaden dźwięk. Wtedy coś mną szarpnęło, wybudzając z koszmaru. Był to znajomy wuj, który przyjechał w odwiedziny na kilka dni. Spanikowany leżałem nieruchomo do czasu, gdy czyjaś ręka nie wbiła igły w moją żyłę, co natychmiast wywołało sen.
Zbudziłem się dopiero nad ranem i od razu zorientowałem się, iż nie znajduję się w swoim łóżku tylko na zimnej posadzce otoczony czterema szarymi ścianami. W głuchym pomieszczeniu, gdzie zostałem uwięziony. Byłem w szpitalu dla umysłowo chorych i czułem, że nie prędko stąd wyjdę. Wszystko dlatego, że postrzegałem świat poza ludzkim rozumowaniem. Wciskali we mnie garście prochów wywołujących stany otępienia, a także wzmożoną senność. Zacząłem mieć zaburzenia mowy i ruchu. Czas płynął niewyobrażalnie wolno, a myślami wracałem do wydarzeń z dzieciństwa.
Któregoś dnia wpadł z odwiedzinami Herling, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Podobno musiał się ze mną pilnie spotkać, gdyż miał coś ważnego do powiedzenia. Został więc wpuszczony do mojej izolatki, lecz w razie potrzeby za drzwiami czekało dwoje sanitariuszy.
- Witam Panie Williams - rzekł - nie miałem siły odpowiedzieć, więc tylko odwróciłem do niego głowę. - Przybyłem, ponieważ czuje obowiązek powiedzenia czegoś, co z pewnością nie wprawi Pana w dobry nastrój. - W tej chwili spojrzał mi prosto w oczy - Niedawno na cmentarzu miało miejsce zdarzenie. Była ciemna bezgwiezdna noc, gdy z zewnątrz usłyszałem przeraźliwy krzyk. Wybiegłem w popłochu, kierując się w stronę tych jęków. Dotarłem w końcu do grobu pańskiej małżonki. Tuż obok stał człowiek z obłoconą łopatą w ręku. Zdawał się być śmiertelnie wystraszony, lecz nie moje przybycie było tego przyczyna. Musiało go spotkać coś o wiele gorszego. Był doszczętnie sparaliżowany, dlatego też nietrudno było go ująć.
- Nad ranem policja zbadała sprawę. Ustalono, iż grabieżca rozkopał mogiłę, otworzył trumnę, chcąc wykraść kosztowności. Nie dotykał jednak ciała. Mimo to zwłoki leżały w dziwnie nienaturalnej pozycji. Były jakby powykręcane. Wywołało to w nas niepokój, dlatego też policja dokładniej się temu przyjrzała. Pod zwłokami znajdował się szkielet noworodka. - zadrżałem. - Tak Panie Williams ! Wiedział Pan o tym ! Trumna pańskiej ukochanej stała się miejscem narodzin waszego dziecka i wszystko wskazuje na to, że Amanda została pochowana żywcem !!!
Mam nadzieję, że post Wam się spodobał i mieliście dość dużo do czytania! Wiem, że bardzo lubicie czytać! *haha*
Z mojej strony to by było na tyle!
Dziękuję i do zobaczenia w następnym poście, który pojawi się jutro lub w piątek. :)
Bye!
&Cookie
[W opowiadaniach było dużo błędów, które musiałam poprawić, ale niestety są tam zapewne dalej, więc nie zraźcie się <3]
*O* Czekam na następne części. ;*
OdpowiedzUsuń~Candy
Świetny post! Masz świetny styl pisania.
OdpowiedzUsuńHeh. W tym opowiadaniu Fabryka byly fragmenty z rapu Ania. Dwa dokladnie. Doszukajcie sobie. Ja podam fragmenty z piosenki:
OdpowiedzUsuńZapytala go jakby przez jej struny głosowe przemawialy wszystkie diably.
Pedofil zaczął się modlić
- Mario przenajświętsza pani
Ona szybko mu przerwala:
-Boga nie ma tutaj z nami
Właśnie, kawałek z Ani ^^ Super post! Najlepsza ostatnia opowieść.
OdpowiedzUsuń~J
Fajny post, troche straszne, brr :3 Czekam na więcej c;
OdpowiedzUsuń~Bg
O Jezu. Ja spać nie będę mogła O.O
OdpowiedzUsuń